środa, 6 stycznia 2016

Ritter Sport Nugat



Wiele oczekiwałam po tej czekoladzie zważywszy na to, że Ritter Sporty to marka dosyć dobrej jakości, a i jedna z moich ulubionych. Lubię nugat, więc nie zastanawiałam się długo nad jej zakupem.



Zapach czekolady jest bardzo apetyczny. Zbliżony do Milki Noisette, która niegdyś była dostępna w Polsce i którą pamiętam jak przez mgłę, czy do czekoladek tejże firmy z linii "I love Milka". Mlecznie czekoladowy z wyraźną, słodką nutą orzechową.

Konsystencja jest dość tłusta. Czekolada łatwo oddziela się od nadzienia i jest nieco gumowata. Całość gęsto się rozpuszcza.

Sam smak jednak pozostawia wiele do życzenia. Nie było to to czego się spodziewałam. Czekolada sama w sobie była bardzo mało wyczuwalna, nijaka i mdła. Zdecydowanie zabrakło tutaj wyraźniejszej kakaowej nuty. Zupełnie tak jakby zawartość kakao była minimalna, nawet jak na mleczną czekoladę. Nadzienie zaś okrutnie przesłodzone, bardzo zamulające, zbyt mało orzechowe i trącające dziwną sztucznością.



Długi czas nie mogłam skojarzyć co przypomina mi ten smak, a wyraźnie z czymś mi się kojarzył. W końcu z którąś z kolei kostką uświadomiłam sobie, że jest to smak tanich kremów orzechowo czekoladowych (typowych podróbek Nutelli) z serii tych o bardzo niskiej jakości. To było dokładnie to. Jak się zatem domyślacie nic przyjemnego, bo te kremy nie należą do najlepszych, a do Nutelli im bardzo daleko.

Być może gdybym kupiła tą Ritterkę w wydaniu niemieckim była by dużo smaczniejsza, bo z tą firmą jest tak samo jak z Milką. Niemieckie wersje są o niebo lepsze. Kiedyś spróbowałam Ritter kokosowej zamówionej na Allegro i była tak pyszna, że wbiła mnie w ziemię swoim smakiem. Kiedy jednak kupiłam ją ponownie w Polsce bardzo się rozczarowałam. Różnica w smaku była ogromna. Czekolada dużo gorszej jakości, a nadzienie nijakie.



Tak więc dam chyba tej czekoladzie kiedyś jeszcze jedną szansę i spróbuję niemieckiej wersji, ale na tą chwilę jeśli mam ocenić ten egzemplarz kupiony w Polsce to niestety, ale według mnie totalna klapa.



Ocena - 4/10

Cena - 5 zł

Gdzie kupiłam - Frisco

Czy kupię ponownie - Nie (chyba, że niemiecką wersję)

Grycan Orzech Włoski


Już po ucheleniu wieczka zapowiada się wyśmienicie, bowiem lody intensywnie pachną, ale nie jakimś pseudo orzechowym aromatem, ale świerzymi włoskimi orzechami. W połączeniu z zapachem śmietanki powstaje obłędny efekt.



Pierwsza łyżeczka potwierdza tylko moje przypuszczenia. Faktycznie jest wyśmienicie. Lody są przesiąknięte smakiem włoskich orzechów i to również nie jest żaden sztuczny aromat, ale smak prawdziwych orzechów. Te zresztą występują tu w postaci dużych kawałków. Nie są to jakieś drobinki, ale ćwiartki, połówki i całe orzechy. Co prawda według mnie mogło by być ich znacznie więcej, bo są pyszne, ale nie można mieć wszystkiego :)

Jedyne moje zastrzeżenie to bardzo wysoki poziom zasłodzenia. Fakt, Grycany są wyjątkowo słodkie i przez to nie każdemu odpowiadają, ale w tym wariancie jakoś wyjątkowo to odczułam. Przyćmiewało mi to rozkoszny smak orzechów. Gdyby całość była mniej słodka stwierdziła bym chyba, że to najlepsze lody jakie kiedykolwiek jadłam, a tak mogę stwierdzić jedynie, że jedne z najlepszych.



Tak czy inaczej jest to moim zdaniem produkt godny polecenia. Gęste, kremowe lody z pysznymi kawałami orzechów włoskich i przede wszystkim o smaku tychże orzechów, a nie jakichś aromatów. Ponad to na rynku ciężko dostać podobne lody, gdyż wszystkie orzechowe są na jedno kopyto, zaś orzech włoski ma swój specyficzny smak, którego na próżno szukać w zwykłych lodach. Na prawdę warto ich spróbować.



Ocena - 9/10

Cena - 10 zł

Gdzie kupiłam - Sklep osiedlowy

Czy kupię ponownie - Jeśli najdzie mnie na lody orzechowe to tylko te

Schogetten Caramel Brownie





Schogetten Caramel Brownie została oznaczona jako "Taste of the year", więc pokusiłam się w końcu wypróbować czy faktycznie jest taka dobra.






Zapach zapowiada, że będzie smakowicie, ale również, że nie będzie miało to nic wspólnego z brownie. Pachnie bowiem bardzo mlecznie, słodko i delikatnie.

Smak jest odzwierciedleniem aromatu. Na próżno szukać tutaj jakiejś głębi czy wyrazistości kakao. Nigdy nie wpadła bym na to, że jest to czekolada o smaku brownie. Ani odrobinę nie przypomina tego ciasta. Jednak sama w sobie jest wyjątkowo dobra. Co prawda porównywalnie słodka jak Milki, ale dobra. Wyjątkowo mleczna i aksamitna. Gęsto, kremowo się rozpuszcza i łączy w całość z nadzieniem podczas jedzenia. Owe nadzienie zaś ma niemal taki sam smak jak i ona. Odróżnia je jedynie delikatny posmak toffi.
Kawałki karmelu przyjemnie chrupią, ale są tak małe, że podczas jedzenia nie wnoszą żadnego konkretnego smaku.




Posumowując jest to bardzo smaczna mleczna czekolada z równie czekoladowo-mlecznym nadzieniem i delikatną nutką toffi w tle. Nic wyszukanego i nic nad czym można by rozprawiać, podobna do wyrobów fioletowej krowy i nie warta raczej zapamiętania na dłużej, ale warta spróbowania jeśli ktoś ma ochotę na niezbyt wyszukane doznania, a jedynie na potężną dawkę mlecznej, czekoladowej przyjemności.


Ocena - 7/10

Cena - 3 zł

Gdzie kupiłam - Alma

Czy kupię ponownie - Nie

sobota, 2 stycznia 2016

Kardynałki zabajone Tago


Już na wstępie muszę stwierdzić, że te ciastka są obłędnie pyszne. Co prawda prawdziwi amatorzy likierowych smaków i nut alkoholowych w słodyczach mogą być bardzo zawiedzeni, bo posmak likieru jest tu tak subtelny, że niemal prawie nie wyczuwalny, ale za to wielbiciele mlecznych kremów i delikatnych smaków, a także czekolad Kinder będą pewnie w niebo wzięci.



W opakowaniu znajduje się 12 niewielkich ciastek. Z góry ostrzegam, że niemal nie da się poprzestać na skosztowaniu jednego ;-) Są co prawda bardzo słodkie, ale słodycz ta jest niesamowicie przyjemna i wciągająca. Absolutnie nie zamula, ani nie drapie w gardło. Herbatnik jest dobrze wypieczony, kruchy, chrupki i lekko twardawy, wprost idealny, a znajdujący się na nim krem ma pyszny mleczny smak, który urozmaica delikatnie współgrająca w tle nuta likieru jajecznego i delikatna czekolada, jaką jest oblany.

  
Poczuć można również jakby subtelny posmak toffi, coś w rodzaju masy krówkowej.
Jedynym moim zastrzeżeniem jest konsystencja owego kremu i czekolady. Są tak miękkie i delikatne, że zęby wchodzą w nie jak w roztopione masło. Wydaje mi się, że znacznie lepiej pasowała by tutaj nieco bardziej zwarta masa. Jednak myślę, że gdyby potrzymać je trochę w lodówce to byłyby idealne. Nie przepadam za schłodzonymi słodyczami, ale w tym wypadku uważam, że sprawdziło by się to znakomicie i ciastka zyskały by zarówno na konsystencji jak i na smaku. Po prostu wyraźnie czuć, że akurat im schłodzenie pasowało
by jak ulał.





Zapach ciastek jest równie przyjemny co sam smak. Mleczno - toffi - likierowy. Wspomniane toffi nieco mnie zastanawia, bo nie ma go w składzie, a da się poczuć tak w zapachu jak i smaku (mimo, że bardzo delikatnie, ale zawsze), jednak może być to wynik indywidualnego odczuwania (ktoś inny może go tutaj nie poczuć), lub efekt połączenia się innych aromatów. Zdaje mi się, że połączenie aromatu likieru z czekoladą daje akurat tutaj taki właśnie rezultat.


Zdecydowanie są to najlepsze ciastka z kremem jakie jadłam i co ważne nie ma tu żadnego sztucznego posmaku chemii jak to bywa w wielu tego typu wyrobach.


Ocena - 10/10

Cena - 5 zł

Gdzie kupiłam - Sklep osiedlowy

Czy kupię ponownie - Być może

piątek, 1 stycznia 2016

Lindt Mocca



Czekolada pachnie pięknie. Głęboko mlecznie, nie za słodko, śmietankowo, wprost cudnie. Jednak nie czuć tutaj aromatu kawy. Ujawnia się on dopiero po przełamaniu kostek, ale jest bardzo delikatny i subtelny.

Ze smakiem jest niemal tak samo jak z zapachem. Bardzo delikatna nie nachalna nuta kawowa w tle, natomiast pierwsze skrzypce gra smak mleczno śmietankowy. Idealnie wyważona słodycz każdej kostki sprawia że ciężko poprzestać na jednym kawałku. Ta czekolada to jak połączenie Milki Sahne i Merci kawowej, ale z mniej wyczuwalną nutą kawy. Osobiście wolała bym żeby była ona tu bardziej obecna, ale całość jest tak pyszna, że mi to rekompensuje :)







Tabliczka jest zbita i dość twarda. Aksamitnie i kremowo się rozpuszcza, ale w żaden sposób nie jest tłusta. Nadzienie jest niemal jednolite z czekoladą. Nie dało by się go oddzielić. Podczas jedzenia można odnieść wrażenie, że je się litą, bardzo kremową czekoladę, a nie typową nadziewaną. Jest to ogromna zaleta i na prawdę warto spróbować.



Ocena – 10/10
Cena – 12 zł
Gdzie kupiłam – Auchan
Czy kupię ponownie – Być może

Lody Oreo 480 ml


Znałam wcześniej lody Daim z tej serii. Są po prostu obłędnie pyszne, więc kiedy ku mojemu nie zadowoleniu nie znalazłam ich już w sklepie wzięłam te mając nadzieję, że okażą się równie dobre.


Wyglądały kusząco. Mnóstwo ciastek, kremowa konsystencja… Czego chcieć więcej?
Niestety Oreo okazały się ogromnym rozczarowaniem. Spodziewałam się śmietankowych, pysznych lodów z domieszką lekko chrupiących kawałków Oreo, a dostałam kremową, okrutnie słodką breję o smaku nadzienia Oreo, w której ciastka nie różniły się konsystencją od lodów. Nie były ani miękkie, ani chrupiące, były po prostu tej samej konsystencji co lody i podczas jedzenia nie było przez to ich w ogóle czuć. Jedyne przez co dawały o sobie znać to smak, bo nadawały całości kakaowego smaku, który jednak i tak nie ratował mulącej słodyczy i nie nadawał lodom charakteru. To nie jedyna wada. Szybko dostrzegłam również (i niestety wyczułam w smaku) kawałki białej czekolady. Zupełnie nie wiem kto wpadł na pomysł by do tak okrutnie słodkiego deseru dorzucać jeszcze białą czekoladę. Tego było już za wiele… Do tego owa czekolada była strasznie mazista i w ogólnym odbiorze całość trąciła o obrzydliwość.


Strasznie się zawiodłam na tych lodach. Początkowo byłam entuzjastycznie nastawiona, szczególnie kiedy zobaczyłam, że ciastek jest tam na prawdę od… bardzo dużo ;-) Niestety jednak nie wszystko złoto co się świeci. Lody się fajnie prezentują i zapowiadają coś pysznego, ale jednak próżno na to liczyć. Były nawet nie to, że nie najlepsze, ale zwyczajnie były nie smaczne co mi miłośniczce lodów bardzo rzadko zdarza się stwierdzić.



Ocena – 3/10
Cena – 12 zł
Gdzie kupiłam – Sklep osiedlowy
Czy kupię ponownie – Nie

Schogetten Raspberry Cheesecake


To druga z trzech limitowanych edycji Schogetten. Poprzednio opisywałam „Apple Pie”, która niezbyt się spisała. Pomyślałam, że może „malinowy sernik” wypadnie chociaż nieco lepiej.
Zapach jest trochę dziwaczny. Trąci malinową Mambą połączoną z czekoladą, a do tego wszystko okraszone aromatem aromatów ;-) Czyli taki sztuczny, niezbyt zachęcający zapaszek.

Konsystencja jest bliżej nie określona. Nieco tłusta, ale pod koniec też trochę proszkowa. Generalnie nie jest zła. Jednak smak to już zupełnie inna bajka. Jak się spodziewałam nie jest to nic specjalnego i tak jak w „Apple Pie” nie ma nic wspólnego z nazwą. Żadnego sernika tutaj nie czuć, a maliny tylko subtelnie, niemal nie wyczuwalnie gdzieś tam w tle się przejawiają jako gumowe, lekko kwaskowe, klejące się do zębów i dające się żuć kawałeczki, które zresztą nadal nieco przypominają Mambę. Nadzienie rzekomo jest jogurtowo – malinowo – twarogowe. Szczerze nie zgadła bym gdybym nie przeczytała. Nie czuć tu żadnego posmaku twarogu, maliny tak jak wspomniałam występują jedynie w postaci tych mało malinowych kleistych cząstek, a smak jogurtowy również zdaje się być tutaj nie obecny. Jest bardziej mleczno – nijaki. Na pewno nie jest to coś na wzór Milki jogurtowej, czy innych typowo jogurtowych nadzień z kwaskowo – serwatkowym posmakiem. W składzie są niby kawałki herbatników i fakt – niby coś tam czasem chrupnie, ale są to maciupeńkie okruszki pozbawione jakiegokolwiek smaku, więc w zasadzie nic nie wnoszą. Do tego da się momentami wyczuć chemię dość wyraźnie, a sama czekolada też jakaś taka nie najlepsza, zupełnie jak nie Schogetten.


W ogólnym odbiorze czekolada niby nie była najgorsza (a na pewno o niebo lepsza od Schogetten Strawberry Yoghurt), ale nic wspólnego ze swoją nazwą nie ma. Jest po prostu słodka i nijaka, bez żadnego wyraźnego smaku. Nie jest to coś do czego chciało by się wracać, więc kiedy limitki znikną z półek na pewno nie będę po nich tęsknić.


Ocena – 4/10
Cena – 3 zł
Gdzie kupiłam – Sklep osiedlowy
Czy kupię ponownie – Nie

Toblerone Biała



Tradycyjna, mleczna Toblerone mnie nie urzeka. Jest zbyt słodka i mulącą, wręcz mdła po paru kostkach. Dziwne to, bo mnie akurat bardzo ciężko jest zasłodzić, a jednak tej czekoladzie się udało. Z racji, że lubię białą czekoladę postanowiłam spróbować również tej wersji, ale pamiętając mdlącą słodycz oryginału po białej spodziewałam się najgorszego (wiadomo przecież, że biała z reguły jest słodsza od mlecznej). No, ale kto nie próbuje ten nie wie, więc zaryzykowałam ;-)


  Zapach jest bardzo przyjemny. Owszem, czuć silną słodycz, ale wcale nie przesadną. Jest bardzo śmietankowo, trochę jakby delikatnie waniliowo, a całość pachnie jak ulepszona wersja tradycyjnej białej jak choćby Wedla czy Milki, jednak do tej drugiej jej bliżej, bo pisząc „ulepszona” mam na myśli właśnie zredukowanie do minimum charakterystycznego kwaskowego aromatu białych czekolad (w Wedlowskiej czuć go chyba najwyraźniej).





Jeśli chodzi o smak to również ograniczono tu kwaskowość (co prawda nie na tyle co w białych Ritterach czy Chateau gdzie kwaskowości nie ma wcale, a biała czekolada jest śmietankowo – mlecznie – kremowa bez żadnych nie przyjemnych posmaków, ale zawsze). Tak więc mamy przyjemną białą czekoladę i to o dziwo wcale nie za słodką. Ku mojemu zdziwieniu biała wersja okazała się znacznie lepsza od mlecznej. Smaki są wyważone, momentami bardzo wyraźnie czuć miód, krokant przyjemnie chrupie, a całość tak wciąga, że spokojnie można zjeść całą tabliczkę i nawet nie zauważyć kiedy zniknęła ;-) Popijając każdą kostkę (a raczej trójkącik) aromatyczną, czarną kawą czułam się jak w niebie. Śmiało mogę ją polecić wielbicielom białych przysmaków.






Ocena – 9/10
Cena – 6 zł
Gdzie kupiłam – Żabka
Czy kupię ponownie – Możliwe

Terravita Migdałowa






Doskonale wiem jak bardzo niskiej jakości są nadziewane czekolady Terravity i kupiłam ją z pełną świadomością tego, że szału nie będzie, jednak skusiło mnie nadzienie. Mnóstwo jest w sklepach czekolad marcepanowych, ale nie widziałam z nadzieniem migdałowym i ciekawa byłam jak to wypadnie.

Zapach tabliczki przyniósł pierwszy zawód. Pachniała bardzo ładnie i nad wyraz intensywnie, ale był to zapach marcepanu. Producenci chyba uważają, że skoro marcepan jest z migdałów to jest to jedno i to samo…. Szkoda, bo zrobić czekoladę z nadzieniem marcepanowym i nazwać ją jako migdałowa, to tak jakby zrobić czekoladę orzechową i nazwać ją jako owocową.
Skoro jednak już ją mam i otworzyłam to grzechem było by nie spróbować, chodź już po chwili żałowałam, że to zrobiłam… Czekolada jest ohydna. Mydlana, bez smaku i bez wyrazu. Do tego gumowa. Czułam się jakbym żuła plastelinę. Nadzienie również nie ma smaku. Poza okropnym posmakiem chemii, olejków aromatyzujących i bezpłciowej słodyczy. Po prostu istny koszmar. Nigdy nie jadłam tak paskudnej czekolady. Nawet najtańsze wyroby czekoladowe z dyskontów smakują lepiej. Nie spodziewałam się czegoś takiego. Terravita nigdy nie była najlepsza, ale w tej migdałowej na prawdę przegięli z obrzydliwością.

Czekoladę czym prędzej wyrzuciłam, bo ani ja bym jej nie zjadła, ani nie miała bym serca nikogo nią poczęstować. Omijajcie ją szerokim łukiem, bo to nie jest rzecz gustu, to jest po prostu nie jadalne.


Ocena – 0/10
Cena – 3 zł
Gdzie kupiłam – Sklep osiedlowy
Czy kupię ponownie – Absolutnie NIE !!

Casali Rum & Kokos White



Z góry wybaczcie brak zdjęć, ale jadłam je w drodze samochodem i nie bardzo miałam jak je zrobić :-)
Te rumowe kulki jadłam wcześniej w wersji klasycznej – mlecznej. Osobiście mam co do nich mieszane uczucia. Generalnie bardzo lubię ich smak. Czekolada jest całkiem dobra, obecność wiórek kokosowych nadaje ciekawego smaku, a posmak alkoholu dopełnia całości. Jednak właśnie w tym tkwi sęk – POSMAK. Uwielbiam te draże kiedy już wypłynie z nich rum po rozgryzieniu i zostaje sama czekolada z tą właśnie nutą. Natomiast nie cierpię samego momentu kiedy owy rum wylewa się w ustach. Mam wtedy wrażenie jakbym piła wódkę z czekoladą na zagrychę. Lubię alkohol w słodyczach, ale bardziej jako dodatek smakowy niż w czystej ciekłej postaci. Jedyny plus był taki, że rum przyjemnie rozgrzewał gardło.
Postanowiłam jednak spróbować jeszcze wersji białej z ciekawości co do samego połączenia smakowego. Całość wyszła całkiem smacznie (no gdyby nie tej lejący rum), chociaż do alkoholu jednak pasuje bardziej zwykła, mleczna czekolada. Biała się tu troszkę gryzła, było nieco za słodko.
Natomiast całkiem smacznie wyszło połączenie tej czekolady i wiórek kokosowych w niej zawartych, mimo, że całość ku mojemu rozczarowaniu miała troszkę plastikowy posmak. W każdym bądź razie myślę, że jeszcze chyba się kiedyś na nie skuszę, ale najpierw wszystkie porozkrawam i wyleje z nich alkohol :D


Ocena – 7/10
Cena – 6 zł
Gdzie kupiłam – Alma
Czy kupię ponownie
– Być może, ale rum z nich powylewam :D

Milka Daim


Pachnie bardzo zachęcająco. Tradycyjnie głęboko mleczny i bardzo słodki zapach Milki, a w tle przebijający się charakterystyczny aromat Daimów. Słodko gorzka nuta palonego cukru, delikatnie migdałowa.


Konsystencja taka jak w każdej Milce. Delikatna, kremowa i aksamitnie rozpływająca się w ustach. Natomiast gwoździem programu są w tym wariancie zatopione w niej kawałki karmelków Daim. Są bardzo twarde, więc odradzam tą czekoladę osobom które mają wrażliwe dziąsła :) Natomiast wszystkim wielbicielom tych cukierków śmiało polecam. Kawałków jest tu całkiem sporo więc nawet słodycz Milki nie przyćmiewa ich smaku. Są wyraźnie wyczuwalne i osobiście odebrałam całość jakbym jadła po prostu batoniki Daim tyle, że pokryte dużo większą ilością czekolady. Jeśli ktoś lubi Daimy i nie przeszkadza mu wysoki poziom zasłodzenia jaki występuje w Milce to polubi tą czekoladę. Mi zasmakowała, szczególnie, że uwielbiam kiedy można coś pogryźć w czekoladach, więc pewnie jeszcze kiedyś do niej wrócę.
 



Ocena – 8/10
Cena – 3 zł
Gdzie kupiłam – Tesco
Czy kupię ponownie – Prawdopodobnie tak

Ritter Sport Vanilla Chai Latte




Bardzo lubię masala chai. Jest to herbata z mlekiem, czyli tak zwana bawarka, ale przyrządzana w nieco inny sposób i doprawiona aromatycznymi przyprawami jak cynamon, kardamon, wanilia czy goździki. Za tymi ostatnimi akurat nie przepadam, więc zwykle ich nie dodaje, ale nie przeszkadzają mi jeżeli w potrawie czy napoju ich ilość jest odpowiednio wyważona. Jestem również entuzjastką wszelkich czekolad o niebanalnych wariantach smakowych, więc podsumowując oczywistym dla mnie było, że zimowa limitka Rittera jest tym czego koniecznie muszę spróbować.

Zacznijmy od zapachu. Miałam bardzo mieszane uczucia. Z jednej strony aromat był oryginalny, nietypowy i intrygujący. Czuć cynamon, mleko, czekoladę i herbatę. Z drugiej jednak coś mnie w tym zapachu odrzucało. To chyba za sprawą silnej woni goździków, które w połączeniu z pozostałymi nutami i mocnym aromatem słodyczy były dla mnie zniechęcające. Jest to pierwszy Ritter, którego zapach mnie nie skusił do jedzenia, a wręcz odrzucił. Goździki zdecydowanie popsuły całość.


Smak jest równie pomieszany. Z jednej strony dobra Ritterowska czekolada i smak mleka doprawionego cynamonem, z drugiej zaś znów te przeklęte goździki, których aromatu producent tutaj nie poskąpił przez co spaprał całość. Do tego prze okrutna słodycz do której kompletnie nie pasuje posmak herbaty. Według mnie tam gdzie użyte są w słodyczach tak aromatyczne przyprawy, oraz nuta herbaciana trzeba na prawdę wyważyć wszystkie smaki, a słodycz powinna być bardziej subtelna. Robiąc tak nietypową czekoladę trzeba bardzo uważać, bo bardzo łatwo można ją schrzanić. No i na nieszczęście tak się właśnie tutaj stało.



Gdyby nawet jednak do tej czekolady nie dodano w tak zatrważającej ilości aromatu goździków, oraz bardziej zredukowano słodycz to i tak nie uratowało by to sytuacji, bo ta Ritterka wypada bardzo słabo również ze względu na konsystencję. Nadzienie jest wyjątkowo tłuste. Tak tłustego nadzienia już dawno nie spotkałam w żadnej czekoladzie. Jest zbite, bardzo zwarte i ciężko się rozpuszcza. Konsystencja jest niemal identyczna jak w przypadku takiego najtańszego smalcu w kostce… Serio, nie ma w tym ani odrobiny przesady, autentycznie z tym kojarzy się to nadzienie pod względem jego konsystencji. Jak nie trudno się domyśleć to znacznie obrzydza konsumpcję…
Długo odbijało mi się tą czekoladą i żałowałam, że się na nią pokusiłam, bo nie było to nic przyjemnego.
Bardzo lubię Rittery i nie spodziewałam się trafić na wariant, który będę musiała ocenić aż tak słabo. Jednak niestety nie da się inaczej. Ta limitka się nie udała, więc nie będę za nią tęsknić.


Ocena – 4/10
Cena – 5 zł
Gdzie kupiłam – Zamówiłam z Niemiec, ale jest też w Piotrze i Pawle oraz sklepie „Smacza Jama”
Czy kupię ponownie – Nie